„Filipina. Siła kruchego życia” – warto przeczytać

Jest książką wstrząsającą. Sophie i Damien Lutz są rodzicami małej, upośledzonej pod wieloma względami dziewczynki, Filipiny, której towarzyszą ze stale odnawianą czułością i odwagą. Tak bardzo pragną, aby ich dziecko żyło i się rozwijało!

Reklama

Siedmioletnia dziś dziewczynka ma dwóch braci: starszego i młodszego. Jeszcze przed jej narodzeniem lekarze odkryli u niej bardzo poważne upośledzenie umysłowe, które miało nie pozwolić jej żyć. Rodzicom sugerowano aborcję, lecz oni ją kategorycznie odrzucali. Wbrew wszelkim przewidywaniom Filipina żyje, pozostaje jednak w stanie głębokiej zależności od otoczenia, na poziomie dziecka w wieku między trzema a sześcioma miesiącami życia. Komunikacja ogranicza się do cienia uśmiechu w chwilach, gdy jest szczęśliwa. Sophie Lutz, posługując się prostymi, wyzbytymi ze zbędnych ozdobników słowami, opowiada nam o codziennym życiu z mężem, z przyprawiającą o zmęczenie i domagającą się nieustannej uwagi Filipiną oraz dwójką zdrowych synów, którzy również potrzebują mamy. Surowa i bardzo konkretna jest ta opowieść, w której ujawniają się głęboko ze sobą złączone serce, inteligencja i wiara autorki.

Dziełko to obala pseudowartości lansowane przez bogate społeczeństwa, a także stereotypy na temat ludzkiego życia, promujące skuteczność, aktywność pełną blasku i osiągnięć, panowanie ducha nad materią. Sophie Lutz ukazuje, jak przyjęcie kruchości Filipiny przemienia krok po kroku życie jej rodziców, prowadząc ich ku pełni człowieczeństwa.

Dla wielu z nas życie osób naznaczonych niepełnosprawnością jest zgorszeniem – tak jak zgorszeniem jest Krzyż Jezusa. Książeczka ta pokazuje, w jaki sposób „zgorszenie” może stać się źródłem życia. Ujawnia ona konflikt między dwiema kulturami: kulturą siły i kulturą miłości. Ta pierwsza dąży do negacji śmierci, ale jednocześnie promuje likwidację ludzi słabych i opowiada się za eutanazją. Druga zaś akceptuje ludzi słabych i najbardziej ograniczonych, uznaje, że każdy z nas rodzi się słaby, a wszyscy mamy w sobie mieszaninę siły i słabości. Akceptacja słabości to również akceptacja samego siebie takiego, jakim się jest; to promowanie społeczeństwa wzajemnego dzielenia się, wsparcia i komunii serc.

Akceptacja naszych słabości nie jest krokiem łatwym. Lecz autorka odkryła, że ich odrzucanie staje się przyczyną zmęczenia i napięcia. Usiłujemy być mocni, stajemy się zatwardziali, żyjemy iluzjami, negujemy istotę samych siebie. Nasza zatwardziałość prowadzi do konfliktów, do odrzucenia tych, którzy nie są tacy, jakimi chcielibyśmy ich widzieć. Wręcz przeciwnie, akceptacja nas samych takich, jakimi jesteśmy, i akceptacja innych takimi, jakimi są, jest drogą jedności, dialogu, pokoju i – przez to właśnie – radości.

Autorka stwierdza, że pisząc tą książkę chciała uczynić kolejny krok w refleksji nad miejscem osoby w rodzinie, społeczeństwie i w Kościele.

Chcę zacytować kilka refleksji Sophie, aby ukazać to co dzieje się w rodzinie, ale nie tylko, kiedy na świat przychodzi dziecko niepełnosprawne. Trzeba pamiętać o tym, że mała urodziła się z różnymi malformacjami więc rodzice tak naprawdę musieli przejść długą drogę, aby wyzbyć się lęku lub nie reagować na to, jak inni ludzie reagowali na widok Filipiny. Oto co pisze mama:

„ Ci, którzy koncentrują się na malformacji, są przerażeni i mają trudności z nawiązaniem z nią kontaktu. Ci, którzy widzą najpierw Filipinę, a nie jej problem, mogą zbliżyć się do niej, dotknąć jej, popatrzeć jej w twarz, odkryć jej osobowość, poznać ją. Ta sytuacja otwiera nas naprawdę o naszych relacjach z innymi. Jeżeli biorę pod uwagę przede wszystkim defekty osoby, którą spotykam, niemożliwe staje się dla mnie poznanie, kim ona jest.” Jak ważne są te słowa.

W rozdziale poświęconym sensie życia można znaleźć bardzo piękne słowa:
„ Pytam siebie o sens jej życia, ale i sens mojego własnego.” Słowa taty: „ Pozostawanie z dala od Filipiny to oddawanie jej śmierci i nicości. Wejście w kontakt z nią to, przeciwnie przywrócenie jej życiu i wpisanie jej w moją własną egzystencję.

Nawiązanie z nią kontaktu wykracza poza zabiegi, które można wyświadczyć. Jest to postawienie się na równi z nią, odarcie się z wszystkiego, co we mnie okazuje się zbyteczne, aby zachować to, co istotne: stosunek jednej żywej osoby do drugiej; do żywego człowieka wezwanego do rozwoju, wezwanego do szczęścia, do życia tu i w przyszłości”.

Oto jakie pytania zadaje mama:
„ Jaki jest sens jej życia? Pozornie niczemu nie służy. Jednak czy ja, koniec końców, czemuś służę? Czy moje życie ma więcej sensu niż jej z tego tylko powodu, że myślę, mówię, rozumiem, działam – których to rzeczy ona nigdy nie robi? Czy jakiekolwiek życie ma obniżoną wartość?…

Najbardziej ewidentny wymiar ludzkiej godności mojego dziecka polega na tym, że Filipina jest naszą córką, na jej dziecięctwie. Nigdy zaś nie widziano, by mężczyzna i kobieta zrodzili kogoś innego niż istotę ludzką.

Dotyk, jest tym łącznikiem z Filipiną. Zdolność do komunikowania się w miłosnej relacji, oddania się miłości poprzez własne zmysły. Wkładam swoją rękę do jej dłoni. To magiczne chwile, kiedy jej malutka twarz wyraża zdumienie z powodu tego kontaktu. Kontaktu przyjemnego, który oddala boleść ugryzień, jakie sobie zadaje, gdy czuje się źle. Ten dotyk rąk stopniową wzbogaca jej codzienność.”

„pytają mnie czasem, czy się buntuję? Trzeba kochać osobę i jednocześnie buntować się przeciwko chorobie lub upośledzeniu”.
„Życie Filipiny jest misterium.”
Zapraszam do lektury książki: „Filipina. Siła kruchego życia.” Świadectwo. Sophie Chevillard Lutz, eSpe, Kraków 2007

Top