Moja Polska, nasza Ojczyzna

Udostępnij

czwartek, 13 listopada 2008 13:29

Reklama

Pochodzę z rodziny, w której już artykułowanie słów PolskaOjczyznaprzywołuje dreszcze, bo takie są ważne. Takie znaczące w życiu. I nie ma w nich żadnego patosu, żadnych sztucznych intonacji i gestów. Nie ma. Wszak na grobach moich przodków zatykane są wciąż biało-czerwone proporczyki. I to od Postania Listopadowego. Bo byli oni wciąż blisko Polski, blisko Ojczyzny. Oddawali za nią właśnie życie.

Mój dziadzio był Piłsudczykiem, człowiekiem Honoru. Pamiętam (jak dzisiaj, mimo, iż byłem  wtedy brzdącem) nienagannie przygotowane ubranie, lśniące oficerki i dumną postawę dziadzia na jego Kasztance. Pamiętam opowieści o drodze do Polski, pamiętam.

Moja Polska zatem jest tu, w sercu. Ludzie w niej gotowi są do poświęceń dla Ojczyzny. Nie są Patriotami tylko wówczas, gdy składają kwiaty pod pomnikami, lecz i wtedy, gdy krzątają się po obejściu, wychowują swoje dzieci, budują, kształtują rzeczywistość. Są Patriotami, bo kochają Polskę na co dzień. I choć często posiadają odrębne zdania, szanują drugiego człowieka. Zwłaszcza, gdy też jest Polakiem. Nie ma znaczenia, skąd pochodzi, bo żyje tu i teraz, wybrał Polskę na swoją Ojczyznę.

W moim Kraju ludzie nie odwracają się od ludzi. Nie mówią do nich: –Spieprzaj dziadu. Nie podsłuchują się, nie nagrywają na dyktafony, nie opluwają błotem tylko dlatego, że wyznają inną wiarę lub posiadają inne sympatie polityczne. Nie plotą też bzdur o wartościach, bo największą wartością dla nich po Panu Bogu jest Polska właśnie. Jeżeli więc jej służy sojusz, wspólna Europa, porozumienie, uśmiech, to wybierają takie kierunki i sposoby działania, aktywności. Tak jak gotowi są bronić Ojczyzny. Lecz nie tylko na frontach, ale i przed głupotą.

W mojej Polsce nie ma miejsca na sztuczne pozy, gesty i maski teatralne. Kiedy ludzie mówią, że kochają dzieci, to robią wszystko, aby stwarzać im warunki bezpiecznego i prawidłowego rozwoju. Są dumni z pracy, osiągnięć dzieci. Nie tylko własnych, lecz i sąsiadów. Tych z Lubina na przykład. Bez krzyku, bez zbędnego patosu. Ale są dumni, by dzieci uwierzyły, że można zdobywać więcej i więcej. Choćby trzeba było dosięgnąć chmur. Takiego Patriotyzmu potrzebuje moja Polska.

Kiedy więc jakaś pani dziennikarka informuje mnie grzecznie, że wychowawcze i kulturotwórcze działania podlegają prawom rynku, to wiem, iż żaden z niej dziennikarz. Ot, pisarczyk zwyczajny i tyle. Nie wiem nawet, czy dobry, czy zły, bo nie czytam gazet rozdawanych w sklepach. I pisanych w myśl. Mało mnie przy tym zajmuje, że taka pani weźmie i się na mnie obrazi. Bo w mojej Ojczyźnie na ludzi małych nie ma się co gniewać. Zwyczajnie są. Warto jednak pamiętać, że Marszałek Józef Piłsudski, do którego z takim upodobaniem się odwołują się ludzkie maluchy przy okazji Świąt Państwowych, tych co się sprzeniewierzyli Polsce – drapiąc ją, rozdzierając poprzez awantury, szkodząc jej brakiem kompetencji, grabiąc przy użyciu zasłon frazeologicznych – osadzał w Berezie Kartuskiej.

Naturalnie, że można moją Polskę uznać za idolla forum, ale przecież jest ona moja. Powtarzam – tu, w sercu. Dlatego nie przyjmuję argumentów, że nie można jej budować, tworzyć dla niej, bo przeszkadza przeciwnik polityczny. Bzdura. Jeżeli pragnę, to potrafię porozumieć się z każdym. No, ale w mojej Polsce murarz buduje domy, piekarz piecze chleb, a sztuczki robi magik.

Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia likwidowano w Lubinie Przedsiębiorstwo Realizacji Inwestycji Miejskich. Likwidator okazał się potem szczęśliwym posiadaczem żółtych papierów. A wcześniej przy aplauzie władzy samorządowej (o dziwo, bardzo podobnej do dzisiejszej) wdrażał w PRIM pojęcie prywatyzacji likwidacyjnej. Ponad setka ludzi straciła pracę. Ale to nic. Szlag trafił cały majątek firmy. Znikły koparki, dźwigi, inne maszyny i samochody. I nikt ich nie szuka do dzisiaj. W mojej Polsce by szukał.

Albo zakład wybudowany dla niewidomych przez ówczesną Spółdzielnię Pracy Niewidomych w Bierutowie (napisałem ówczesną, bo nie wiem, czy istnieje ona nadal). Nowoczesna (w jej mniemaniu) władza złożona z rzekomych Patriotów spuściła do klozetu tę inwestycję, ten pomysł, bo to ponoć komusze przyzwyczajenia. Blisko pięćdziesięciu niewidomych z okolicy dostałoby pracę, szansę godnego życia, poczucie własnej wartości. Ale to było. Dzisiaj zamknięci są w czterech ścianach, by czekać na pomoc. Bezsensownie czekać. Tylko niektórzy próbują się wyrwać śpiewając przed wrocławskim ratuszem lub pod lubińskim cmentarzem.

Tak bardzo bym chciał, by Marszałek choć na dzień się obudził… Szybko wyjaśniłaby się historia lubińskiej dziury. Ludzie natomiast uwierzyliby w swoje miasto, w Polskę. Nie uciekaliby do innych miast, do innych krajów. Tutaj bowiem o wartościach by się nie paplało na lewo i prawo, lecz najzwyczajniej w świecie byłyby one, obowiązywały w życiu codziennym.

Cieszę się jednak, że gdzieś tam powoli budzi się moja Polska, nasza Ojczyzna. Wierzę, że prędzej czy później odkryje ona prawdziwe oblicza szubrawców, kłamców, złodziei. I wystawi im rachunek. Tak jak Marszałek Józef Piłsudski niegdyś. Wierzę.

                                                                                        Tadeusz Stojek 

O autorze:


    Tadeusz Stojek. artysta, dziennikarz, pedagog, animator kultury i współtwórca Fabryki Kultury, który pracował w Lubinie z młodzieżą i organizował imprezy kulturalne. Zmarł w wieku 52 lat. Dzięki Tadeuszowi Stojkowi w mieście rozpoczęło działalność Stowarzyszenie Na Rzecz Inicjatyw Kulturotwórczych i Wychowania przez Sztukę „Zejdź z ulicy”. Znalazł młodych ludzi zafascynowanych teatrem i uczył ich sztuki aktorskiej. Na tej bazie powstał Teatr Świerszcz oraz Kabaret Szemrany. Sztuka wyszła na ulicę i od czasu do czasu w Lubinie można było spotkać mimów i obejrzeć happening, zorganizowany przez grupę podopiecznych Tadeusza Stojka. Regularnie pokazywane były programy Kabaretu Szemranego.   Siłą napędową obu inicjatyw był Tadeusz Stojek, którego już nie ma.

(…)Wiele osób wiązało uzasadnione nadzieje, że Tadeusz Stojek, jako Ojciec Duchowy lubińskiej kultury niezależnej poprowadzi w inny wymiar miejscowych artystów, twórców, organizatorów kultury i ich sojuszników…Niestety, wielki żal ogarnął tych, co pragnęli czynnie uczestniczyć w tej wędrówce…

Tadeusz udowodnił, że nawet w skrajnie trudnych warunkach zewnętrznych można realizować wielkie projekty i porywać za sobą nie tylko młodzież. Jego projekt społeczno-kulturalny Fabryki zawierający m.in. koncepcję odrodzenia Teatru Świerszcz przyczyniał się do budowania kapitału społecznego w Lubinie oraz stwarzał możliwości realnego integrowania lokalnego środowiska kultury.(…) Andrzej Ossowski (2011r.)


 

 

Top