Opowieści o ludziach: Wolała umrzeć…

Zuzanna czuła się potrzebna. To prawda, że życie jej nie głaskało, że sama wychowywała dziecko, że musiała pokonać różne trudności codziennej egzystencji. Często popłakiwała sobie do poduszki. Ale na drugi dzień  ruszała do pracy. Dzięki niej widziała sens życia. A Mateuszek był jego treścią. 

Reklama

Zuzanna poznała Janka u znajomych. Zakochała się w nim bez reszty. On też zwrócił na nią uwagę. Była przecież młoda i atrakcyjna. Poza tym była już jakoś ustawiona zawodowo. Jako księgowa zarabiała całkiem przyzwoicie. Stanowiła więc niezłą partię.
Szybko dogadali się – jak to młodzi – i postanowili o ślubie. Wszystko szło idealnie. Janek był górnikiem. Wiodło im się bardzo dobrze. Mieszkanie, samochód… Planowali nawet kupić trochę ziemi nad jeziorem i pobudować na nie daczę. Ba, planowali wiele. I jakoś szło.
Najbardziej jednak pragnęli dziecka. Niecierpliwili się, ale niestety musieli czekać. Kolejne próby kończyły się niepowodzeniem. Wierzyli, że wreszcie przyjdzie dzień, gdy Zuzanna zajdzie w ciążę.
I w końcu udało się. Kiedy Zuzanna urodziła syna, Janek płakał ze szczęścia. Gdy zobaczył chłopca, zakochał się w nim na śmierć i życie. Właśnie na śmierć. A stało się to przed świętami Bożego Narodzenia. Mateuszek miał już blisko sześć miesięcy. Janek wychodził na nocną zmianę. Pożegnał się czule z żoną i synkiem. – Pupkę mu wycałował i powiedział: Tak bardzo was kocham, że mógłbym umrzeć.
Do domu nie wrócił już nigdy. Zginął pod ogromnymi głazami. Tam, na dole kopalni. Miał wyjątkowego pecha. Akurat on nie zdążył uciec przed obwałem. Zginął jak górnik.
Zuzanna nie mogła odnaleźć się po śmierci męża. Jedyną jej nadzieją został Mateuszek i… praca. Odnajdywała wśród ludzi, tam w firmie, ulgę. Mogła zapomnieć o okrutnym losie. Mogła zyć dla dziecka. Często pchała wózek z synkiem na cmentarz. Opowiadała wtedy Jankowi o swoich przeżyciach, o zakupach, wyczynach Mateuszka, który właśnie zaczął chodzić. Chciała by wiedział wszystko… Nie, nie skarżyła się. Po prostu rozmawiała z mężem. Dla niej wciąż żył.
Pomagała jej często mama Janka. Dzięki niej Mateuszek nie musiał iść do żłobka. Zuzanna natomiast mogła wrócić do pracy. Inna to była firma. Ludzie tez inni. Każdy dba ł jedynie o własny nos. Atmosfera zepsuła się wyraźnie. Poza tym krążyły pogłoski o redukcji etatów, bo firma musiała się utrzymać na rynku.
Wiadomo, że najpierw zwalnia się tych co dopiero przyszli. Zresztą dzisiaj nikt się nie wzrusza czy matka jest samotna, czy nie. Ważne, żeby była firma. Kierownik więc powiedział Zuzannie, że jakoś dobie poradzi. Przecież jest młoda. Nie ma 35. lat. Na pewno znajdzie sobie rosłego i zdrowego górnika… A on ma tyle spraw na głowie… Ludzie by tylko wymagali i żądali… I rozłożył ręce.
Zuzanna nie walczyła nawet. Nie prosiła, nie płakała, nie chodziła do związków. Popatrzyła tylko na kierownika. Jakoś tak smutnie popatrzyła. – A jej koleżanki nie popuściły. Niektóre się zatem uchowały. Kierownik musiał ustąpić. Zuzanna natomiast jakby pogodziła się z losem.
Nie powiedziała teściowej o wypowiedzeniu. Nie skarżyła się.
– Gdyby wiedziała – mówi mama Janka – gdybym wiedziała??? – Przecież pomogłabym. Ona była taka dobra. Ja chyba tego nie przeżyję. Miałam jednego syna, jedną synową… Pozostał mi tylko Mateuszek.
Trzydziestego czerwca minął okres wypowiedzenia. Kilka dni później Zuzanna zaprowadziła Mateuszka do babci. Sama wróciła do domu, by wyskoczyć z okna. Na pogrzebie ludzie mówili, ze wolała umrzeć niż żyć bez męża. A Mateuszek z babcią chodzą często na lubiński cmentarz, na grób rodziców chłopca. Ot, żeby trochę pogadać. Takie czasy.
 Tadeusz Stojek
PS.

Imiona bohaterów tej opowieści zmieniłem.

O autorze:


    Tadeusz Stojek. artysta, dziennikarz, pedagog, animator kultury i współtwórca Fabryki Kultury, który pracował w Lubinie z młodzieżą i organizował imprezy kulturalne. Zmarł w wieku 52 lat. Dzięki Tadeuszowi Stojkowi w mieście rozpoczęło działalność Stowarzyszenie Na Rzecz Inicjatyw Kulturotwórczych i Wychowania przez Sztukę „Zejdź z ulicy”. Znalazł młodych ludzi zafascynowanych teatrem i uczył ich sztuki aktorskiej. Na tej bazie powstał Teatr Świerszcz oraz Kabaret Szemrany. Sztuka wyszła na ulicę i od czasu do czasu w Lubinie można było spotkać mimów i obejrzeć happening, zorganizowany przez grupę podopiecznych Tadeusza Stojka. Regularnie pokazywane były programy Kabaretu Szemranego.   Siłą napędową obu inicjatyw był Tadeusz Stojek, którego już nie ma.

(…)Wiele osób wiązało uzasadnione nadzieje, że Tadeusz Stojek, jako Ojciec Duchowy lubińskiej kultury niezależnej poprowadzi w inny wymiar miejscowych artystów, twórców, organizatorów kultury i ich sojuszników…Niestety, wielki żal ogarnął tych, co pragnęli czynnie uczestniczyć w tej wędrówce…

Tadeusz udowodnił, że nawet w skrajnie trudnych warunkach zewnętrznych można realizować wielkie projekty i porywać za sobą nie tylko młodzież. Jego projekt społeczno-kulturalny Fabryki zawierający m.in. koncepcję odrodzenia Teatru Świerszcz przyczyniał się do budowania kapitału społecznego w Lubinie oraz stwarzał możliwości realnego integrowania lokalnego środowiska kultury.(…) Andrzej Ossowski (2011r.)


Top