„Czerwony Baron”

Ten post opatrzyłem zdjęciem samolotu, aeroplanu „Czerwonego Barona”. Znów zagadka- kto to i co ma wspólnego z Lubinem?

Richthofen latał pomalowanymi na czerwono samolotach (Albatrosach, a później sławnym Fokkerze Dr1), w związku z tym nazywano go Czerwonym Baronem ( Red Baron ). Czerwień była barwą elitarnego oddziału pruskiej kawalerii Pułku Ułanów Cesarza Aleksandra III w którym to służył na początku wojny. Osiągnął w sumie 80 zwycięstw powietrznych, co jest światowym rekordem po dziś dzień. 21 kwietnia 1918 roku zginął podczas lotu bojowego.

Reklama

Czerwony Baron był postacią niepowtarzalną. Wyjątkowość ta urosła do rozmiaru mitologicznego, już za swego krótkiego życia stał się legendą. Był najlepszym pilotem pierwszej wojny światowej. To on jako jedyny mógł pochwalić się tak dużą ilością zestrzeleń samolotów przeciwnika. W czasie pierwszej wojny światowej stał się najskuteczniejszym pilotem myśliwskim. Jego nazwisko stało się symbolem.

„Red Baron” jak go nazywają czy też „Czerwony Baron” to już dziś legenda światowego lotnictwa.

I wyjaśnienie zdjęcia czerwonego samolotu.

„Czerwony Baron” Manfred von Richthofen, as awiacji z czasów I wojny światowej, legenda światowego lotnictwa, bywał kilkakrotnie w Lubinie, wszak stacjonował tutaj jego brat (w pułku szwoleżerów- też przyszły as myślistwa). Ślad po Czerwonym Baronie można odnaleźć w nazwie hotelu w Lubinie, który nazywa się jakżeby inaczej: „BARON” . Również w Lubinie daleki kuzyn Czerwonego Barona – Bolko konsekrował świątynię IRWINGIANÓW  która na obecnej ul. I Maja stoi do dzisiaj i po wielu kolejach losu, kiedy pełniła m.in. funkcje hali sportowej, dziś znów jest domem modlitwy- piękną prawosławną cerkwią.

Marcin Owczarek

Z pamiętnika

„Le petit rouge”

„Nie wiadomo skąd przyszło mi na myśl żeby całe poszycie pomalować na czerwono. Efekt był taki, że każdy rozpoznawał mojego czerwonego ptaka. Sądzę, że również przeciwnicy słyszeli o tej kolorowej transformacji.

Podczas walk na innej części frontu miałem fart i ostrzelałem dwumiejscowego Vickersa, który spokojnie robił zdjęcia pozycji niemieckiej artylerii. Mój przyjaciel, fotograf, nie miał czasu się bronić. Pośpiesznie zszedł niżej i w trakcie spadania z samolotu podejrzanie buchnął ogień. My, piloci, widząc, że coś takiego dzieje się z wrogą maszyną mówimy: „Śmierdzi!”. Tak się składa, że bardzo często spadająca maszyna płonie.

Współczułem swojemu przeciwnikowi i zdecydowałem się jakoś zapobiec rozbiciu zmuszając go do lądowania. Zrobiłem to bardzo starannie, gdyż miałem wrażenie, że rywal musi być ranny, ponieważ nie oddał nawet jednego strzału.

Gdy zszedłem na wysokość pięciuset metrów zaczęły się problemy z silnikiem i musiałem nagle, bez zmiany kursu, lądować. Rezultat był bardzo komiczny. Wróg spokojnie posadził swoją płonącą maszynę, zaś ja, zwycięzca, znalazłem się na ziemi wśród drutu kolczastego wystającego z naszych okopów, a płatowiec przewrócił się.

Dwaj Anglicy, którzy wydawali się wcale nie być zdziwieni moim wypadkiem, gratulowali mi niczym sportowcy. Jak wspomniałem wcześniej, w ogóle nie strzelali i nie mogli zrozumieć czemu tak fatalnie wylądowałem. Spytałem czy już wcześniej widzieli mój płatowiec w powietrzu i jeden z nich odparł: „O tak. Znam dobrze pańską maszynę. Nazywamy ją ‚le petit rouge’”.

Teraz warto wspomnieć o prawdziwym – w moich oczach – prostactwie Anglika. Zapytał mnie dlaczego przed lądowaniem zachowywałem się tak nieostrożnie. Powodem było, że i tak nie mogłem zrobić nic innego. Wówczas ten łotr powiedział, że na ostatnich trzystu metrach próbował strzelać do mnie, ale zaciął mu się zamek. Dałem mu pardon, on go przyjął, po czym podstępnie chciał mnie zaatakować. Odtąd nie miałem już ochoty rozmawiać z żadnym z moich przeciwników. Z wiadomych powodów.”

http://www.richthofen.pl/
http://lubin-nasza-przyszloscia.pl

Top