Gen niewolnika 4 – Ożeń się synu, to zmądrzejesz.

Udostępnij

W poprzednich wpisach omawiałem moje dzieciństwo, dorastanie i stawanie sie stuprocentowym niewolnikiem systemu. Dziś opisze początki mojego nałogu alkoholowego jako poszukiwanie spirytus movens.

Pierwszy raz napiłem się wino marki „Patyk” na zakończenie ósmej klasy, nie smakowało mi to paskudztwo i dziwiłem się jak takie siki można pić. Na długi czas dałem sobie spokój z bycia smakoszem tego trunku. Gdzieś w środku miałem nieogarnioną pustkę, jakieś wołanie do mnie czegoś, czego nie mogłem zrozumieć i zarazem głód tego. Minęło wiele lat, gdy zrozumiałem co to owo jest, ale o tym kiedy indziej wspomnę.

Po szkole średniej, która w sumie sam wybrałem i pozałatwiałem sobie wszystko sam, żeby uciec od tej wiejskiej sielanki, to dało mi kopa do działania. Trafiłem do młyna w Krapkowicach, tam nawet nieźle mi szło, a na pieniądzach można rzec leżałem, po dwóch latach tej sielanki wezwano mnie do wojska, tak jak już wcześniej wspomniałem. Tu zaczęła się moja przygoda z alkoholem. W wojsku nie miało się się imienia, tylko było się stopniem. Ciężko zniosłem pierwszy rok, byłem poniżany, podlegałem tzw. fali. byłem kotem. Taki kot musiał staremu latać po wódkę, bo inaczej dostał wpiernicz, albo był ścigany. przy okazji musiał i pić. O wojsku już pisałem, tylko chciałem je wspomnieć, bo tu zaczęła się moja gehenna z alkoholem.

Jak wróciłem do Krapkowic, to byłem nałogowym alkoholikiem. W pracy spałem nieraz pijany pod tzw. zsypem w młynie. Wtedy nikt nie zwracał na to uwagi. Dobrzy koledzy załatwili mi mój „pierwszy raz” z jakąś śląską matroną, wstydziłem się bardzo, ale po wszystkim urosły mi takie skrzydła jakbym zmartwychwstał. Ale to załatwienie, nie było za darmo, zginęło mi po tym wiele przedmiotów. Wdałem sie też w kryminalne środowisko, a potem zajrzała do mnie milicja. Zapewne dlatego, ze uczęszczaliśmy do jednej i tej samej meliny, gdzie były łatwe panienki i chlanie. Mijaliśmy sie tylko z Panami milicjantami na schodach. Musiało im się to nie spodobać, bo mnie za jakiś czas wezwano i próbowano przypiąć jakiś paragraf.

Oj pomyślałem sobie, Krzysiu, zaszedłeś za daleko, trzeba brać nogi za pas i zmiatać z Krapkowic, ale gdzie? Wypadło na moja rodzinną wieś. Więc dałem wypowiedzenie, wziąłem manatki i zwiewałem co sił, żeby nie zostać kryminalistą w tak młodym wieku.

Trafiłem wiec na swoja wieś, ale za mną przybłąkał się też mój alkoholizm i problemy. A myślałem, że jak zwieje, to wszystko się zmieni. Ależ skąd, piłem coraz więcej. Znalazłem pracę, w pracy musiało sie wkupić, bo byleś izolowany od reszty, właściwie tylko rozmawiano ze mną służbowo. Najpierw po cichu popijałem sobie sam, ale przyszedł dzień, kiedy sie zmobilizowałem i kupiłem parę flaszek i poszedłem do biura obok. No i od tego dnia stałem sie prawdziwym kolegą i do picia i do stawiania.

Do domu trafiałem lub nie trafiałem, chodziłem wiecznie pijany, urywał mi sie film. Wtedy mama do mnie – Może byś się ożenił, to się zmienisz. Popatrzyłem ironicznie na mamę. Ale gdzieś mi to, wiecznie w uszach brzęczało o tym ożenku. A może?

No i właśnie, wtedy sie żeniło nie z miłości, tylko by głupoty sie człowieka nie trzymały. Tak wtedy sadzono i ja sie na to dałem nabrać, ale cóż jak wtedy nawet moje ego mną nie rządziło, tylko alkohol. No i jakoś sie złożyło, że mój kuzyn w imię tej samej zasady poznał dziewczynę, miał nadzieje, że się zmieni, no i trzeba było zrobić weselisko. Nasza rodzina i ja dostaliśmy zaproszenie na wesele i pojawiła sie okazja, żebym i ja sie zmienił.

Tam żona już mojego kuzyna zapoznała mnie ze swoją koleżanką, której nie przeszkadzała moja nadmierna skłonność do pocieszania sie alkoholem. No i jakoś zeswatano nas i umówiliśmy sie na pierwszą randkę. Ona zapewne też pod naciskiem swoich rodziców typu, ożeń się bo zostaniesz starą panną, co szczególnie na wsi nie było dobrze widziane, uległa presji i tak właśnie rodzi sie patologia systemu.

Co było dalej opisze w następnym rozdziale.

Top