Jak żyć?

Moi Drodzy. Przede wszystkim chcę Wam życzyć samych dobrych chwil w tym Nowym 2019 roku. Dziś, ten pierwszy w tym roku wpis będzie taki mój, tzn. bardziej osobisty.

Reklama

Wiele się dzieje w moim życiu. Mam okazję uczestniczyć w życiu kilku osób bliskich memu sercu, którzy toczą walki o życie, bo walka z nowotworem taką walką jest. Trudny czas dla nich, dla ich rodzin, ale też dla mnie, bo być blisko przyjaciółki, która walczy z rakiem również i mnie kosztuje, bo też to przeżywam. W końcu to przyjaciółka, bardzo bliska osoba i nie wyobrażam sobie by w takich momentach nie było mnie przy niej. Jednak na szczęście jest w tym wszystkim Bóg, który dodaje siły zarówno jej jak i mojej małej osóbce, a jak to często powtarzam, damy radę. Z Bogiem damy radę to wszystko przejść. Jednak to naprawdę jest trudne doświadczenie i ostatnia jestem od udzielania jakichkolwiek rad czy rzucania złotych zdań, które sprawią cud. Jestem, towarzyszę, rozmawiam i to, co najważniejsze. Modlę się do Boga o siły dla niej i jej rodziny. Wiem, że On się o wszystko zatroszczy. Pochwalę się Wam, że też zrobiłyśmy sobie sesję świąteczną – fotograficzną. Zdjęcia wyszły super a ile było przy tym radości, więc w tym trudnym doświadczeniu staramy się też śmiać i nie rozmawiać tylko o tym intruzie w jej organizmie. Ten początek roku jest też dla mnie czasem refleksji nad tym, co osiągnęłam, jak się zmieniłam, dojrzałam… taki czas, w którym bardziej się skupiam na swoim życiu, aby móc być lepszą przyjaciółką, siostrą, koleżanką, córką, kobietą… Dużo czytam, oglądam dobre filmy czy modlę się.

Może zacznę od tego, że od kilku lat losuję sobie świętego na dany rok, który będzie mi towarzyszył i którego biografię czy pisma, staram się wtedy zgłębić. (polecam: https://www.faustyna.pl/zmbm/patronowie/ ) Nie powiem. Zawsze, jak się okazuje w ciągu roku, są to święci, którzy są dla mnie odpowiedni na danym czas. W tym roku to Karol de Foucauld. Słyszałam o nim, ale jak widać mało, skoro go wylosowałam a też z tego, co już się dowiedziałam jest to święty, który miał szczególne umiłowanie do adoracji Pana Jezusa i Eucharystii. Od jakiegoś czasu, a dokładnie od czasu mojego zawału, w 2017 roku, troszkę a nawet bardzo pewne rzeczy we mnie się pozmieniały. Przede wszystkim dotykając własną ręką, prawie śmierci, inaczej patrzę na wiele rzeczy. To doświadczenie bardzo mnie zmieniło. Jest wiele rzeczy, nad którymi muszę pracować, aby iść dalej drogą ku świętości, ale wiem, że w życiu najważniejszy jest Bóg i wszystko, ma się kręcić wokół Niego. Innej drogi nie ma. A nie wiem jak Wy? Ale ja chcę iść do nieba, dlatego pomimo upadków, grzechów podnoszę się, idę do spowiedzi i idę dalej. Wiem, że bez modlitwy bardzo wielu z Was, nie przeżyłabym tego zawału i nie byłoby mnie tutaj. Najpiękniejsze w tym całym dramatycznym wydarzeniu było to, że modliły się też za mnie osoby, które miały mało doczynienia z Kościołem. Myślę, że modlitwa ich wszystkich wyprosiła u Boga cud, że żyję. Po coś mnie tutaj zostawił i zamierzam nadal robić, to co dotychczas a może nawet więcej. Czuję, że jeszcze Pan Bóg nie powiedział ostatniego słowa i chce się jeszcze mną posłużyć.

Tak piszę te słowa i uśmiecham się pod nosem, bo powiem Wam, że gdyby to pisała osoba zdrowa to ok, ale pisze to osoba, która sama ma problem ze zdrowiem, jest niepełnosprawna i niejednokrotnie jest zła, że ma tak słabe zdrowie, bo tyle bym chciała zrobić a tu zonk. Choroba albo co… Jednak to nic. Wiem, że skoro żyję to Pan Bóg ma plan dla mnie i chcę go realizować, aby przybliżać innych do Niego.

Tu wracam do Karola de Foucauld, który tak mówił: „Wiele jest do zrobienia przez przykład, dobroć, modlitwę, przez nawiązywanie bliskich stosunków z duszami letnimi lub też dalekimi od wiary, aby je krok po kroku, dzięki łagodności, serdeczności, dobroci, przykładowi cnoty bardziej niż radami doprowadzić do lepszego życia chrześcijańskiego lub do wiary. Można nawiązać przyjaźnie z ludźmi całkowicie nieprzychylnymi wierze, aby dzięki dobroci i naszym cnotom zniknęły ich uprzedzenia i w ten sposób zostali doprowadzeni do Boga”.

Kto mnie zna osobiście od x lat, wie, że jestem osobą, która bardzo szybko nawiązywała kontakt z ludźmi z problemami, z rodzin rozbitych, z tzw. marginesu społecznego jak i z tymi ułożonymi, którym się wydawało, że złapali Pana Boga za nogi i już wszystko wiedzą. Moi oratorianie, myślę, że nadal tak mogę mówić, dzieci z rodzin ubogich w mojej miejscowości, następnie młodzież, niekiedy z wyrokami, to był przez 10 lat mój świat, którym oddawałam cały swój czas i moje serce. Przeszłam szkołę życia z nimi, ale najważniejsze było to, że np. ktoś po kilkunastu latach poszedł do spowiedzi, czy teraz, jak już są dorośli to pozakładali swoje rodziny i żyją sobie, pracując. Z niektórymi mam kontakt do dziś. Nigdy nie zapomnę bardzo dużej liczby walentynek na 14.02 od osób z oratorium, młodzieży, nie tylko tej tzw. dobrej, ale też tej trudnej. To, co słyszałam niejednokrotnie od nich jak pytałam, dlaczego mnie szanują, słuchają itd., a inni animatorzy mają z tym problem to ich odpowiedź była, bo Ty to robisz bez musu. Chcesz to robić i być z nami. Nie wstydzisz się nas na rynku, czy w parku.

Tak. To prawda. Dlaczego o tym piszę? Nie po to by się chwalić, ale by pokazać Wam, że naprawdę można. W dzisiejszym świecie wszyscy potrzebują dobroci. Nie osądzania, ale wyciągnięcia ręki do drugiego, który być może brzydko pachnie lub nie ma tego, czego ja mam. Dzięki temu doświadczeniu poszłam na studia i zrobiłam pedagogikę opiekuńczo-prewencyjną, by móc im lepiej służyć. Później była też pedagogika specjalna, bo się okazało, że to też może mi się przydać.

A wracając do tematu to coraz częściej możemy usłyszeć o tym, że powstają różne akcje jak „zupa na…” dla bezdomnych, lodówki, wieszaki z ciuchami…. Dzięki Bogu. Tylko pamiętajcie też o jednej bardzo ważnej rzeczy. Kontakt z drugim człowiekiem. Niektóre z tych akcji są na zasadzie dawania rzeczy, zostawiania jedzenia w lodówce itd. Jednak to, co najważniejsze kontaktu bezpośredniego nie ma. Postawcie sobie pytanie: jak reagujecie jak widzicie osobę biedną, bezdomną? Czy omijacie szerokim łukiem, a może jesteście w stanie zatrzymać się na chwilę? Czy od razu osądzacie lub twierdzicie pijak, śmierdzi…? Osoby te również mają swoją godność a to w jakim teraz są położeniu być może jest spowodowane tragiczną historią, o której nic nie wiemy. Nie przyszywajmy od razu łatek. Na to zwracali mi uwagę młodzi z oratorium, że wielu z nich jest właśnie postrzeganych poprzez łatki, które ktoś im naszył, a uwierzcie mi, że wielu z nich nie zasługiwało na te łatki.

Pamiętam, że na moich chłopaków tych „trudnych” zawsze mogłam liczyć. Byli oni pierwsi do pomocy, a wręcz nie wierzyli, że mogą np. pomóc w jakiś sposób przy półkolonii. Jednak to wszystko było już wypracowane, ale małymi kroczkami naprawdę można osiągnąć wszystko. Proszę Was, nie bójcie się tego, co inne, trudne… nie nauczymy się niczego, jeśli nie będziemy praktykować czynów. Nie samym chodzeniem do Kościoła można sobie utorować drogę do nieba. Pan Jezus sam mówił, że wiara bez uczynków byłaby martwa a Błogosławiony Luigi Novarese też zachęcał do czynów mówiąc: „dzisiaj trzeba czynić słowa”.

Ostatnio szerokim echem – jak to praktycznie od początku pontyfikatu Papieża Franciszka się dzieje – obiły się słowa z pierwszej audiencji generalnej w tym roku: „Skandalem są ludzie, którzy chodzą do kościoła, przebywają tam całymi dniami, a potem żyją nienawidząc innych, mówią źle o innych. Lepiej byłoby, gdyby przestali chodzić do kościoła i żyli jak ateiści. Jeśli chodzisz do kościoła, powinieneś żyć jak syn, jak brat. Nie dawaj antyświadectwa, lecz świadectwo… ” (Papież Franciszek, Pierwsza audiencja generalna 2019)

Mocne słowa, ale jakże prawdziwe. Wiecie? Marzy mi się, by ludzie w końcu zaczęli więcej czynić dobra i aby zaczęli autentycznie żyć Ewangelią, bo wtedy świat stanie się lepszy a cały rok będzie o wiele piękniejszy  sama staram się tak właśnie żyć i ukazywać innym Boga swoim świadectwem i tym, kim jestem.

Niech ten czas, który mamy przed sobą będzie dla każdego z nas czasem wzrastania i dojrzewania do tego, aby więcej dawać niż brać i prośmy Boga by nam w tym pomagał i dał nam oczy, które w każdym człowieku potrafią zobaczyć dobro.

<

p style=”text-align: justify;”>Beata Dyko z wykształcenia pedagog specjalny. Z zamiłowania dusza wojująca i lubiąca dawać siebie innym. Od 11 lat związana ze stowarzyszeniem osób świeckich konsekrowanych Cisi Pracownicy Krzyża. Redaktor w czasopiśmie „Kotwica.” Od zawsze wrażliwa na potrzeby innych, kochająca ludzi. Wymagająca wobec siebie, ale też stawiające wymagania drugiemu człowiekowi. Na co dzień żyje, pisze artykuły, jeździ po kraju i głosi konferencje o dowartościowaniu cierpienia, akceptacji niepełnosprawności czy rozmawia z rodzicami dzieci niepełnosprawnych i pomaga im w akceptacji trudnej sytuacji. Jest blisko tych wszystkich, którzy tego potrzebują. Daje siebie i swój czas innym.
judytwojujaca.blogspot.com

Top