Opowieści o ludziach: Nerwy puściły

Zofia była w ciągłym stresie. Cóż z tego, że miała rodzinę (męża i dwoje dzieci) ? Cóż z tego, ze  w pracy ją szanowano za wiedzę i umiejętności? Cóż   z tego wreszcie, że potrafiła gospodarować budżetem rodzinnym? – Cóż z tego, skoro tak naprawdę to ciagle nurza ła się w codziennych kłopotach. Bo po pierwsze – Marcinek ciągle chorował (wymagał często stałej opieki medycznej), po drugie – Anetka miała trudności w szkole, po trzecie – ogłoszono upadłość firmy, w której pracowała,  po czwarte (chyba najważniejsze dla niej) – mąż, Józek, spotykał się z inna kobietą.

Reklama

Zofia zamykała się w sobie. Wszystko robiła z dziwnym uśmiechem. Raz tylko powiedziała Joannie (swojej serdecznej przyjaciółce), iż w życiu jej nic nie wychodzi. Gdy Józek przychodził późnym wieczorem, nie pytała wcale, gdzie był. Jakby pogodziła się z myślą, są lepsze dla niego… Jakby nie wiedziała, że ma inną. Bez słowa wtedy stawiała przed mężem odgrzany obiad i kładła się spać.

Józek przyzwyczaił się do takiego życia. Wygodnie mu było, gdy wracał do domu od Marioli, zaspokojony, odprężony… I nikt mu nic nie prawił, żadnych kazań. Po prostu uznał, że tak ma być. Żona i dzieci z kłopotami, a z drugiej strony atrakcyjna dziewczyna z mieszkaniem i bez żadnych zobowiązań. Nie przypuszczał nawet, że Zofia domyśla się jego zdrady.

Ludzie natomiast zaczęli kpić z Zofii. Często wypominali jej naiwność i brak zdecydowania. Trzeba przy okazji dodać, że rzecz się działa w niewielkim miasteczku Zagłębia Miedziowego. Każdy w nim wie wszystko o sąsiadach. Kobiety zajmują się głównie plotkami, a mężczyźni popijaniem piwa i gorzałki. Stąd nie ma się co dziwić, iż romans Józka szybko znalazł się na językach wścibskich.

Niegdyś sąsiadka zaczepiła Zofie na klatce schodowej i spytała, dlaczego pozwala sobie na takie traktowanie? – Bo widzi pani, mąż pani wczoraj był na dancingu z  ta Mariolą. Zofia jednak nie odezwała się w ogóle. Spojrzała tylko tak dziwnie na sąsiadkę i uśmiechnęła się… A potem pobiegła na przystanek, bo musiała dojechać do Marcinka, który kolejny raz przebywał w szpitalu.
Nauczycielka Anetki powiedziała Zofii, że dziewczynka jest rozkojarzona. Ponadto widać w niej oznaki zatrzymania w rozwoju umysłowym.
-Ale w takim domu – kwitowała nauczycielka – Każdy by zwariował. Nie ma się co dziwić, skoro ojciec gania za babami…
Zofia znowu nie odezwała się wcale. Mimo tego, że opinia nauczycielki prezentowana była w obecności kilku osób, rodziców innych dzieci z klasy Anetki. Wszyscy się dziwili, dlaczego Zofia nie próbuje nawet walczyć o dobre imię swojej rodziny, bronić dziecka etc.

-Proszę pana – mówi jedna z matek, która słyszała słowa nauczycielki – Całe miasto wie, że właśnie ta nauczycielka żyje z żonatym mężczyzną, który także ma dzieci. Wszyscy wiedzą, że ta pani często bawi się z tym panem na dancingach. I jak tu jej darować? A pani Zofia odpuściła.
Znosiła Zofia różne upokorzenia, różne zaczepki, różne ataki. Nawet wtedy, gdy likwidator firmy, w której pracowała, powiedział jej, że ona nadaje się tylko na bruk. Jakoś nie reagowała.
Aż przyszedł ten feralny dzień wrześniowy. Marcinek właśnie wrócił ze szpitala. Zofia ułożyła go w łóżku. Potem pomogła Anetce w lekcjach. A gdy dzieci zasypiały, ucałowała je płacząc. Długo tuliła swoje pociechy i mocno szlochała.
Józek wrócił jak zwykle około dwudziestej. Otrzymał obiad. Zofia poszła się kąpać. Józek jadł grymasząc i oglądał film. Tak z nudów. Kiedy skończył się film, zaintrygowało go, że Zofia jeszcze nie wyszła z kąpieli, nie podała ciastek. Zajrzał zatem do łazienki. Zamarł. Nie potrafił poruszyć się. Zofia leżała w wannie w nienaturalnej pozycji. Oczy miała szeroko otwarte, język na brodzie. Była sina. Powiesiła się na baterii…

Jej puściły nerwy – powiedziała sąsiadka, a potem szybko dodała: – Słyszał pan, jej mąż zerwał z tą… On jednak ją kochał.
Ludzie potrafią być bardziej okrutni od losu. A życie? – Nie znosi nerwów. Tak już jest.
Tadeusz Stojek
PS.
Imiona bohaterów tej opowieści zmieniłem.

O autorze:


    Tadeusz Stojek. artysta, dziennikarz, pedagog, animator kultury i współtwórca Fabryki Kultury, który pracował w Lubinie z młodzieżą i organizował imprezy kulturalne. Zmarł w wieku 52 lat. Dzięki Tadeuszowi Stojkowi w mieście rozpoczęło działalność Stowarzyszenie Na Rzecz Inicjatyw Kulturotwórczych i Wychowania przez Sztukę „Zejdź z ulicy”. Znalazł młodych ludzi zafascynowanych teatrem i uczył ich sztuki aktorskiej. Na tej bazie powstał Teatr Świerszcz oraz Kabaret Szemrany. Sztuka wyszła na ulicę i od czasu do czasu w Lubinie można było spotkać mimów i obejrzeć happening, zorganizowany przez grupę podopiecznych Tadeusza Stojka. Regularnie pokazywane były programy Kabaretu Szemranego.   Siłą napędową obu inicjatyw był Tadeusz Stojek, którego już nie ma.

(…)Wiele osób wiązało uzasadnione nadzieje, że Tadeusz Stojek, jako Ojciec Duchowy lubińskiej kultury niezależnej poprowadzi w inny wymiar miejscowych artystów, twórców, organizatorów kultury i ich sojuszników…Niestety, wielki żal ogarnął tych, co pragnęli czynnie uczestniczyć w tej wędrówce…

Tadeusz udowodnił, że nawet w skrajnie trudnych warunkach zewnętrznych można realizować wielkie projekty i porywać za sobą nie tylko młodzież. Jego projekt społeczno-kulturalny Fabryki zawierający m.in. koncepcję odrodzenia Teatru Świerszcz przyczyniał się do budowania kapitału społecznego w Lubinie oraz stwarzał możliwości realnego integrowania lokalnego środowiska kultury.(…) Andrzej Ossowski (2011r.)


Top