Opowieści o ludziach: Ofiara namiętności

Wybrał sobie Magdę, bo taka ładna. To nic, ze koledzy ostrzegali, iż lubi pofikać w dyskotece i wyskoczyć na amory, nic. Wiedział, że kolesie zazdroszczą mu tak pięknej dziewczyny. – I co z tego, że młodsza od niego z piętnaście lat, co? – Ważna jest miłość. Najważniejsza.

Reklama

 

    Wcześniej nie uganiał się za kobietami. Nie miał czasu. Robił szmal. Założył firmę, której musiał się poświęcić bez reszty. Tylko w takim przypadku mógł liczyć na powodzenie w biznesie. Trzeba bowiem pamiętać, że tworzenie prywatnej firmy dwadzieścia lat temu kosztowało o wiele więcej wysiłku niż dzisiaj. Wiadomo, w socjalizmie nie kochano zbytnio prywaciarzy (nazywano ich przecież ironicznie badylarzami).

    Magdę poznał w Lutni. Wybrał się z kolegami na potańcówkę, żeby poszaleć, oderwać się od ciągłej pogoni za klientami, kontraktami, zamieszania… Od razu wpadła mu w oko atrakcyjna blondynka. Szczególnie mocno fascynowały go jej nogi. Długie… Jak to mówią, długie aż do szyi. A pokazywała je bardzo wysoko. Poprosił ja więc do tańca. Zaprosił na drinka i… Tak właśnie się zaczęło. A potem spotykali się codziennie. Była jego oddechem, oknem na świat, marzeniem o spokojnym życiu. Była namiętnością, bez której nie można żyć. Była dotykiem, muśnięciem warg… Jak sztuka, jak ciche westchnienie. – Któż nie marzy o takim życiu… To i zakochał się na dobre. Nie minęły nawet trzy miesiące, gdy zaproponował jej ślub. Co tam zaproponował, oświadczył się na kolanach… Zgodziła się. Szalał ze szczęścia. I nie żałował pieniędzy.

***

    Jarek żył z dnia na dzień. Ludzie nazywali go Żigolo. Bo taki przystojny i elegancki. Zawsze ubierał się w najmodniejsze ciuchy. Sąsiadki dziwiły się, skąd miał na to pieniądze. Nie pracował przecież, tylko hulał, a jednak miał. – A co im miał tłumaczyć? – Że niektóre panie w zaawansowanym wieku są hojne, żony górników są spragnione czułości i zawsze pragną się odwdzięczyć, że wreszcie dzięki intymnym znajomościom można mieć znakomite układy, a one są potrzebne do robienia interesów. Żył zatem jak królewicz.

    Magdę poznał przypadkowo w Kosmosie. W zasadzie to ona go poderwała. A że szmalcowna była, to i zdecydowanie bardziej atrakcyjna. Woziła go mercedesem. Nowiutkim. Jeździli do Opola, Wrocławia, a bywało i do Warszawy. Kochali się w najdroższych pokojach hotelowych. Sprężał się i pokazywał jej różne sztuki. Wisłocka wysiada. Czasami pokój przedstawiał pobojowisko. Tak się zapominali.

    Z czasem Magda zapraszała Jarka do domu, bo jej dziany staruszek często wyjeżdżał do efu (RFN). Oszczędzali dzięki temu czas i pieniądze. Ale Magda nie żałowała ich dla kochanka. Obdarzała go prezentami i niespodziankami.

    A ludzie zaczęli plotkować.

***

    Jerzy bardzo często nagabywany był przez kolegów. Wyśmiewali go, że ugania się za szmalem, a jego Magdusia puszcza się w najlepsze. Już nawet do domu ściąga gacha. Lekceważył jednak zaczepki kolegów. Oni zawsze jej nie lubili.

    Uwielbiał ją. Była taka czuła i taka seksowna zarazem. Po prostu kochana. Mieszkanie zawsze było posprzątane (mieszkali w bloku na lubińskim Przylesiuw wykupionym M-5), a na stole zwykle czekał wyśmienity obiad. Na niego czekał, bo Magdusia dbała o niego. Wtedy jeszcze nie wiedział, że posiłki przywoziła z najlepszych lokali gastronomicznych.

    Było to w marcu. Jerzy wyjechał po kolejną dostawę. Ponieważ kolega dokuczał mu jak zwykle,  założył się, iż jego żona właśnie ogląda film na wideo. Rozmawiał z nią przecież przed chwilą przez telefon. Zawrócili. Gdzieś po godzinie zwrócili.

***

    Jarek harcował sobie z Magdą, gdy zazgrzytał zamek w drzwiach. Nie zdążyli nawet wyskoczyć z łóżka. W drzwiach do pokoju stanął Jerzy. Magda schowała się pod kołdrę. Jej mąż natomiast poszedł do kuchni. Za chwilę wrócił z nożem. Jarek stał już w kąpielówkach. Kiedy zobaczył nóż, przestraszył się bardzo.

    -Masz dwie drogi – mówił spokojnie Jerzy, a twarz jego przypominała kredę. – Albo pójdziesz przez okno, albo przez nóż.

    Jarek wyskoczył z drugiego piętra. Na szczęście przeżył, ale połamał miednicę. Pozostał więc kaleką. Ludzie mówili, że to zemsta Pana Boga. On jednak wie dobrze, że to skutek namiętności. I tego cholernego pecha. Najgorsze, że żadnej z dotychczasowych kochanek nie wzruszył jego los. Nic a nic. One mają już innych Żigolaków.

    Magda przeprosiła Jerzego, tłumacząc, iż ten chłopczyna omamił ja siłą. Aż się go bała. Mąż dla zapomnienia złej chwili i naprawienia ich związku zabrał ją do Hiszpanii. Ale czy będą żyli długi i szczęśliwie, nie wiem.

                                                                                           Tadeusz Stojek

PS.

Imiona bohaterów terj opowieści zostały zmienione.

O autorze:


    Tadeusz Stojek. artysta, dziennikarz, pedagog, animator kultury i współtwórca Fabryki Kultury, który pracował w Lubinie z młodzieżą i organizował imprezy kulturalne. Zmarł w wieku 52 lat. Dzięki Tadeuszowi Stojkowi w mieście rozpoczęło działalność Stowarzyszenie Na Rzecz Inicjatyw Kulturotwórczych i Wychowania przez Sztukę „Zejdź z ulicy”. Znalazł młodych ludzi zafascynowanych teatrem i uczył ich sztuki aktorskiej. Na tej bazie powstał Teatr Świerszcz oraz Kabaret Szemrany. Sztuka wyszła na ulicę i od czasu do czasu w Lubinie można było spotkać mimów i obejrzeć happening, zorganizowany przez grupę podopiecznych Tadeusza Stojka. Regularnie pokazywane były programy Kabaretu Szemranego.   Siłą napędową obu inicjatyw był Tadeusz Stojek, którego już nie ma.

(…)Wiele osób wiązało uzasadnione nadzieje, że Tadeusz Stojek, jako Ojciec Duchowy lubińskiej kultury niezależnej poprowadzi w inny wymiar miejscowych artystów, twórców, organizatorów kultury i ich sojuszników…Niestety, wielki żal ogarnął tych, co pragnęli czynnie uczestniczyć w tej wędrówce…

Tadeusz udowodnił, że nawet w skrajnie trudnych warunkach zewnętrznych można realizować wielkie projekty i porywać za sobą nie tylko młodzież. Jego projekt społeczno-kulturalny Fabryki zawierający m.in. koncepcję odrodzenia Teatru Świerszcz przyczyniał się do budowania kapitału społecznego w Lubinie oraz stwarzał możliwości realnego integrowania lokalnego środowiska kultury.(…) Andrzej Ossowski (2011r.)


Top