#KGHM. Ludzie z pasją, czyli z kanapy na Saharę

Udostępnij

Krzysztof „Biały Dropsik” Jaśkiewicz pracuje w ZG Polkowice-Sieroszowice jako maszynista lokomotywy pod ziemią.

W marcu w ciągu trzech dni musiał pokonać 120 kilometrów w biegu z przeszkodami na Saharze. Na Saharę – jak sam mówi – trafił z kanapy.

Reklama

Trzy lata temu w wieku 37 lat przy wzroście 184 cm ważył 133 kg, a jego życie ugrzęzło między pracą, paleniem, spaniem i jedzeniem. Wtedy dziewczyna, obecna żona, Agnieszka pokazała mu determinacją, z którą walczyła ze swoją chorobą, że jest inna droga.

– Wiedziałem, że nadejdzie taki dzień, że zamiast moją żoną, będzie moją „byłą”. Jej walka o siebie pchnęła mnie do decyzji, żeby zacząć walczyć o siebie, lepszego siebie – mówi Krzysiek. 

Na początku była dieta warzywno-owocowa i 4 godziny ćwiczeń dziennie, potem 500 kcal dziennie i siłownia. Waga leciała w dół jak szalona, ale najwięcej zmienił kolega, który zaciągnął go na bieg z przeszkodami w Ełku – Runmageddon. Wcześniej trening crossfit i już, pobiegł. Skończył ten bieg i wiele innych, codziennie inspiruje znajomych i nieznajomych swoimi motywującymi wpisami na mediach społecznościowych.

Poczytajcie jego relacje z RUNMAGEDDON GLOBAL, drugiej edycji zagranicznej odsłony imprezy w Gruzji . Cztery dni, cztery odcinki biegowe, radość, satysfakcja i zmęczenie, ogromne emocje i wstrząsająco piękne widoki.

1️⃣. dzień

„Nasza baza wypadowa mieści się w miejscowości Gudauri na wysokości 2003 m.n.p.m. Rano na śniadanie idę już w stroju biegowym, bo za spóźnienie na autobus jest kara. Startujemy w dolinie Truso w Parku Narodowym Kazbegi, zastanawiam się czy dam radę, nigdy nie biegałem maratonów. 11 km mija w miłej atmosferze, ciało czuje bieganie w terenie i wysokość. Po 38 km wiem, że to było szaleństwo i zaczynają się pytania: po co, na co, dlaczego. Nogi nie chcą już iść, ale nie po to przyjechałem, by płakać. Zaciskam pięści lecę dalej. Po 8 godzinach i 22 minutach zostałem biegaczem ultra, bo pokonałem 44 km. Po powrocie szybka regeneracja nóg i spać, bo od rana zaczynamy to samo.

2️⃣. dzień

Tym razem trasa jest krótsza, ale prowadzi po bardziej stromych trasach starej drogi w dolinie oraz nowy odcinek po parku narodowym z gejzerami i w korycie rzeki. Przemoczony i zmarznięty kończę ten 33-km etap w 5:57:38. Po zjedzeniu lokalnego posiłku wjeżdżam kolejką na szczyt. Po powrocie do hotelu kąpiel, relaks mięśni i szykowanie sprzętu na kolejny dzień.

3️⃣. dzień

Stojąc na starcie w miejscowości Stepancminda jestem totalnie zestresowany widząc ogrom gór oraz bardzo podniecony, bo wiem, że zaraz będę z nimi walczył. Startujemy powoli i dobiegamy do punktu regeneracyjnego u stóp kościoła Trójcy Przenajświętszej w Gergeti, po czym lecimy w drugą stronę na przełęcz Arsha, wspinając się na wysokość 3000 m, by podziwiać przepięknie ośnieżony szczyt Kazbegi. Cała ta 23-km wspinaczka zajęła mi 7:09:37 i to był moment, gdy zacząłem wierzyć, że niemożliwe nie istnieje. Wracając do hotelu miałem szklane oczy z radości. Był też smutek, że coś wspaniałego się kończy i czas wracać do domu.

4️⃣. dzień

Bieg przyjaźni – nikt z nikim się już nie ściga. Pozostaje przetuptać 7,7 km spod hotelu po okolicy. Wspinamy się 500 m, by odebrać medale. Podliczając te kilka dni wyszło mi w sumie 107 km, które pokonałem w 22:44:53 z przewyższeniem 3630 metrów w górę i tyle samo w dół, tracąc przy tym ponad 16 000 kalorii.

➡️ Kolejne dni i lata

Wierzę w dewizę: „co Cię nie zabije, to Cię wzmocni”, ale chyba największą motywacją są zdjęcia mnie samego kiedyś i teraz, ponad 40 kg na wadze mniej. Mogę poradzić innym, żeby nie traktować jako porażkę wszystkiego, co nie wychodzi, a raczej jako impuls do dalszego działania. Wiem po sobie, że dużo osiągnąłem na złość tym wszystkim, którzy nie wierzyli we mnie od początku i czekają ciągle, aż się potknę. A ja zawsze wstaję i robię jeszcze więcej. Pamiętajcie, że niemożliwe nie istnieje”.

Galeria

źródło: KGHM To MY

Top